subskrypcja: Wpisy | Komentarze
szukaj na stronie
Ludzie listów nie piszą!
Jak to było w „Dniu Świra”(?): „pisze do mnie Rossmann, Pizza Hut”…
Zdarza Wam się wyciągać ze skrzynki pocztowej cokolwiek innego niż ulotki, reklamówki, wyciągi z banków? Co za czasy! Łatwiej o wygraną w totka niż o względnie miły list z kolorowym znaczkiem na kopercie. Walczę z odruchem Pawłowa, żeby przestać się w ogóle oglądać na skrzynkę, skoro wysypuję z niej tylko mało urodziwą makulaturę i buchalterskie zestawienia cyferek. Biorę ten śmieć do ręki z obrzydzeniem bo albo mi w tych listach przypominają ile mam do spłacenia albo sugerują ile powinnam wydać (i na co), aby moje życie nabrało kolorów. Zupełnie jakby nad nami krążyło stado sępów i czekało na swoją zdobycz.
Akurat w materii korespondencji mam sumienie czyste. Choćby w tym tygodniu wysłałam 6 listów i zdziwię się wielce jeśli połowa adresatów odpisze i to rzecz jasna -mailowo. Inna sprawa, że chyba się wygłupiam, bo nie dość, że kupuję koperty z najlepszych papierów to jeszcze dobieram kolorystycznie (droższe!) znaczki w punktach filatelistycznych. Amok, choć ja wolę myśleć, że czynię bliźniemu dokładnie to, co mnie samej- miłe. Później niechcący staję się sprawcą wielkiego poruszenia na poczcie bo pani z okienka wymachuje moim listem nad boksami i pokrzykuje na towarzyszki, żeby zobaczyły jakie jej się dziwo trafiło. „Ale to Pani sama… tak pisze?”-pytają głupio jakbym wyglądała na analfabetkę.
Tęsknię za czasami gdy skrzynka okazywała się sezamem skarbów. Wystarczyła wakacyjna przerwa na studiach a już przyjaciele słali epistolograficzne dzieła sztuki, które trzymam do dziś niczym drogocenne pamiątki. Meldunki o tym co porabiają spływały z całej Polski, choć już powoli do domów wkradały się komputery ze swoimi bezdusznymi mailami. Ślad ręki miał niebagatelny wpływ na ciężar gatunkowy takiego listu. Przepisując od siebie notatki, ściągając na kolokwiach byłyśmy obyte z pismem przyjaciółki, tak samo jak z jej twarzą czy wzrokiem. List zapisany odręcznym pismem był więc „kawałkiem” bliskiej osoby mieszczącym się w kopercie.
Dziś gadamy przez skype’a ponad oceanem a i tak żadna materialna pamiątka po tym nie zostanie. Nie będzie można roześmiać się po latach z rubaszności dialogu czy wiekopomnych ploteczek i sensacji, które zostały wyjawione. Nikt rozsądny raczej nie kolekcjonuje maili, bo to wydruk niewiele się różniący od wyciągu bankowego. Winnym jest oczywiście ów gruboskórny czas, a raczej jego brak, który sprawia, że nasze kontakty stały się tak płytkie, naznaczone pośpiechem i konwencjonalnymi zapytaniami w rodzaju „co tam u Was?”.
Szybkość i wygoda korespondencji mailowej powinna ułatwić kontakty, tymczasem mam wrażenie że jest wręcz odwrotnie. Ludzie coraz częściej ignorują listy i SMS-y, nie poczuwając się nawet do najmniejszej odpowiedzi z prośbą o cierpliwość. Zwlekają ile wlezie albo zapominają i przez głowę im nawet nie przejdzie, że jest to manifestacyjny brak szacunku wobec nadawcy. Przepraszam, ale nie potrafię tego inaczej odbierać. Dziś nie ma nikogo, kto nie byłby zabiegany, zziajany i „zarobiony” (no chyba, że jest bezrobotny i bezdzietny zarazem lub martwy). Doszperałam się nawet, że savoir-vivre daje góra dwa dni czasu na odpowiedź, zwłaszcza wobec nadawcy z gatunku tych oficjalnych. Przekroczysz dopuszczalną miarę- jesteś cham i burak. Z przyjaciółmi i znajomymi można się umawiać na inną taryfę, ale z osobami, które wysłały jeden komunikat (a już zwłaszcza grzeczny i urodziwy w formie) – poczynać sobie w ten sposób nie można. Usprawiedliwianie się brakiem czasu jest żałosne. Sprawdziłam wielokrotnie, że napisanie słów „Przepraszam, jestem teraz bardzo zajęta, ale obiecuję, że przemyślę propozycję i najdalej w ciągu dwóch dni odpowiem. Pozdrawiam. M.W.” – zajmuje mi jakieś 6 sekund. Jaki człowiek na tej planecie nie zasługuje na 6 sekund naszej uwagi +kliknięcie na ikonkę „wyślij”?? Ja też otrzymuję mnóstwo spamu, dostaję głupawe zapytania i dziwne czasem propozycje, ale nie potrafię zbywać ludzi milczeniem, bo wystarczająco często piekł mnie policzek od czyjegoś lekceważącego, przeciągłego milczenia.
Tu jestem uparta jak mulica (jakoś się wzbraniam przed oślicą) i nie dam sobie wytłumaczyć, że jestem przewrażliwiona.To najstarsza szkoła kindersztuby – mówią (piszą do mnie) więc reaguję choćby w najbardziej lakonicznych słowach, ale od razu. Nieodpisywanie na list czy sms przywodzi mi na myśl obrazek, że ktoś puka do mych drzwi, kłania się szarmancko („Witam”, „Dzień dobry!”,”Szanowna Pani”…), wykłada w kilku zdaniach, co go do mnie sprowadza, a ja zamykam mu z hukiem drzwi przed samym nosem i to nie mówiąc nic. Tylko ktoś o bardzo grubej skórze nie poczuje się dotknięty takim potraktowaniem.
Ostatnio wkroczyłam ponownie na ścieżkę dialogu z 3 redakcjami i przyznam, że ręce opadły mi do ziemi. Nigdy te kontakty nie należały do łatwych, nawet jak się coś tam u nich publikowało, ale dziś normą jest zerowa reakcja. „Stój petencie pokornie w kolejce, albo (i najlepiej) odejdź!” Aż trudno mi uwierzyć, ale jak napisała jedna z dziennikarek Rzeczpospolitej -w Stanach redakcje mają obowiązek odpisać w ciągu kwadransa. Zapamiętałam jej felieton sprzed czterech lat, bo ją też gnębiło specyficzne, bardzo polskie olewanie bliźniego w korespondencji tak prywatnej, jak i zawodowej, a już zwłaszcza nikczemne praktyki w redakcjach naszych opiniotwórczych gazet. Znalazłam wtedy bratnią duszę, która sformułowała wreszcie trafne spostrzeżenie, które i mnie męczyło. Czasem się zastanawiam, jak oni to godzą: z jednej strony szpalty świętego oburzenia na nasze narodowe lub jednostkowe wady, a z drugiej kompletne lekceważenie osób, które się do nich zwróciły z listem, polemiką czy tekstem. Kochają cały świat, miłują pokój, dobro, humanizm i sprawiedliwość, a mają w d… każdego człowieka, który nie może się pochwalić medialnie elektryzującym nazwiskiem.
Mogę się zgodzić, że jestem czepialska. Wolę jednak być czepialską niż burakiem i prostakiem. Młodość minęła mi na pracy w 3 teatrach. To są jednak specyficzne miejsca, w których „człek z grubsza ciosany” miejsca nie zagrzeje. Zawdzięczam im właśnie przywiązanie do pewnych form grzecznościowych, pożytecznych konwenansów, przestrzegania etykiety. Zdarzały się bankiety, wernisaże, obiady w ambasadzie. I jeśli ktokolwiek z zespołu uchybił wtedy etykiecie, palnął głupstwo lub zachował się jak prostak – był skończony. Burak nie kwalifikował się na imprezy arcy-kulturalne.
Dziś to wszystko wzięte jest w jakiś nawias. Jesteś fajny, gdy jesteś równy gość, autentyczny, mający w nosie dobre obyczaje czy konwenanse ułatwiające przecież nam wszystkim – pokojowe zamieszkanie pod wspólnym dachem. Wzorem stylu, bożyszczem tłumów stał się groteskowo „autentyczny” pięćdziesięcioletni „pan Kubuś” w krótkim gaciach i japonkach.
Gdzie ja zaszłam w tych dygresjach! Już wracam z manowców:
Odpisujecie na listy? Świetnie, wiedziałam, że zaglądają tu ludzie z klasą.
Zdarza Wam się nie odpisywać?
No mnie też, czasem… ale tylko na listy, których z jakiś powodów nie dostałam.
Chyba wracam Pani Małgorzato. Na list odpisałam nie dlatego, że przeczytałam powyższy wpis. Też tęsknię za listami, dostaję głównie kartki świąteczne i czasem widokówki z wakacji, choć sama się dziwię, że jeszcze. Sama robię to bardzo rzadko ale mam z tego powodu wyrzuty sumienia. Może, mam nadzieję, przed tegorocznym Bożym Narodzeniem będzie inaczej. Mój Mąż studiował w mieście odległy od mojego o 50 km. W tym czasie nie mieliśmy dostępu do telefonów stacjonarnych, o komórkach nikt nie słyszał. Spotykaliśmy się w niedziele a w tygodniu były listy, czasem codziennie. Przez rok dzieliło nas 500 km a potem już tylko 2 razy po 4 miesiące (Jego wyjazd do Stanów a potem internowanie). Ze wszystkich tych okresów pozostały listy. Czytałam je wszystkie po raz drugi po Jego śmierci, to ważne dla mnie. Oprócz tego pisałam i dostawałam mnóstwo listów od mojej Mamy i jednej z moich sióstr a także koleżanek i kolegów.i wszystkie mam, choć od dawna nie zaglądam. Moje siostry od lat przyjeżdżają do mnie na wakacyjny tydzień. Są znacznie młodsze ode mnie ale teraz nie ma to znaczenia. Któregoś razu był wieczór czytania listów od Mamy, która pisała dosyć szczegółowo o życiu codziennym. I o tych małych wówczas dziewczynkach a potem nastolatkach. Było sporo śmiechu i…wzruszeń. Teraz mam czas(jak większość) rozmów telefonicznych. Piszę też smsy, podtrzymuję dzięki nim ważną dla mnie relację. Dziękuję, ze Pani napisała o listach i odpisywaniu. Mam parę sytuacji do naprawienia. Maria
Dziękuję Pani Mario. Ja już się nie „dorobię” sterty sentymentalnych listów, a trudno trzymać maile i smsy przez 20 lat. Zazdroszczę więc, że ma Pani do czego wracać. Podtrzymywanie relacji ze znajomymi również w pisemnej formie to jednak fajny wynalazek ludzkości. Pozdrawiam najserdeczniej.