subskrypcja: Wpisy | Komentarze

Mowa okien cz.II

2 komentarze

gigant6-kaligrafa

Współczesna architektura zaczyna nas przyzwyczajać do niebanalnych rozwiązań. Coraz częściej stają nam na drodze dziwaczne bryły o niedocieczonym kształcie, gdzie okien jak na lekarstwo, lub wręcz przeciwnie-okna są tak zwielokrotnione, że tworzą zwartą ścianę. Urodziłam się w minionym wieku więc czasem trudno mi bez szemrania przystać na to, że zgrabny budynek nie posiada „oczek”. Okno bywa przecież tak ładnym komponentem fasady, jak oko na ludzkiej twarzy. I jedno i drugie zapewnia podgląd, czy też raczej ogląd tego, co na zewnątrz. Zaglądamy czasem ludziom w oczy, żeby zbadać o czym myślą, co ich trapi i podobnie jest z oknami. Kto ma/miał psa i chodzi na spacery ten wie, że wieczorową porą sporo można wyczytać z intymności mieszkalnych wnętrz,  jeśli tylko okno odsłania więcej niż powinno. Od 15 lat nie mam psa, a i wiem o ludziach na tyle (za)dużo, że wyprowadzając czworonoga wolałabym już jednak gapić się w chmury. (Błe, ale ze mnie mizantrop)

Okiennice są trochę jak powieki. Chronią przed wścibskim słońcem, dostępem światła i ludzką ciekawością. W Polsce nie ma klimatu i chęci (?), żeby zastosować tak zgrabne rozwiązanie. Drewniane, kolorowe  skrzydła nadają starym kamieniczkom we Francji, Włoszech  jakichś jednakokno3_kaligrafa odczuwalnych rumieńców. Nawet jeśli budynek stoi w ciemnej, wąskiej uliczce kolorowe okiennice obłaskawiają szarość kamiennych domów.

Tu  poniżej, ktoś po nowatorsku- ale też z przesadnym rozmachem- zarzucił okna jakąś blachą falistą. I niby to ciekawe, ekspresyjne, (fikuśne?) w dodatku  chroniące przed nadmiarem słońca, ale kompletnie niefunkcjonalne i brzydkie, a to już występek. Witruwiusz -rzymski myśliciel, teoretyk architektury już dawno temu ustalił wytyczne obowiązujące architekturę po dzień dzisiejszy: budynek ma być trwały,okno9_kaligrafa użyteczny i piękny. Ten ostatni epitet stosuje się wymiennie z przymiotnikiem „szokujący” już od ponad wieku. Mnie to ani szokuje, ani brzydzi, ale jakoś mi żal mieszkańców, że im pasma blachy biegną przez środek okna, rzucając cień na całe pomieszczenie. Trzeba pamiętać, że przez wieki okna pełniły funkcję porządkującą. Stajemy przed budynkiem i dzięki regularności okien od razu wiemy ile kondygnacji jest w budynku. W dzisiejszych biurowcach, szklanych wieżowcach nie sposób policzyć pięter. Ten budynek obok, od biedy da się zliczyć, ale należy sobie zarezerwować odpowiednią ilość czasu i chęci. „Szokującą” architekturę najlepiej stawiać naprzeciw przystanków autobusów miejskich. Ludzie mają wtedy wystarczającą ilość wolnego czasu, żeby kontemplować co też autor chciał wyrazić…

Budynek poniżej stanowi odwrotny przykład. Tu nic się nie chowa za woalem z blachy. Okna i balkony pchają się „drzwiami i oknami” przed lico kamienicy. Natłok też nie jest miły dla oka. Można odnieść wrażenie, że panuje tam ścisk jak w metrze, a mieszkańcy tłoczą się jak pasażerowie w szczycie. Nie ma się jednak co się znęcaćokienwiele_kaligrafa nad autorami projektów, bo zarówno dla kamienicy omawianej wyżej, jak i tej z nadmiarem okiem, można znaleźć usprawiedliwienie. Zakrywanie okien i zmniejszanie ich powierzchni ma sens w gorącym klimacie gdzie intensywność nasłonecznienia może zabić w sensie ścisłym. Kamienica po lewej stoi na północy Hiszpanii, gdzie słońca jest nieporównanie więcej niż u nas, ale widocznie nie dość jak na zapotrzebowanie mieszkańców. Podobne „rozłożyste” okna są typowe raczej dla wiktoriańskiej Anglii, gdzie ponura aura kazała tak projektować otwory, aby łapać maksymalnie dużo światła dziennego. Poza tym, mieszkańcy nie chcieli zadowolić się widokiem z okna tylko na wprost więc stworzyli sobie wykusze pozwalające nasecesja2_kaligrafa obserwację ulicy wzdłuż i wszerz. W erze Polski przed-serialowej  babeczki w słusznym wieku miały zwyczaj wysiadywania w oknach i lustrowania czujnym okiem swojego terytorium.  Gdyby wiedziały jak luksusowe punkty warowno-obserwacyjne miały kumoszki z zachodniej Europy-miałyby czego zazdrościć. Architektom Polski Ludowej nie przychodziła jednak do głowy prosta zależność, że im mniejsze nasłonecznienie w roku, tym większy powinien być rozmiar okna. I później psycholodzy społeczni ślęczą nad badaniami i dumają w nieskończoność- dlaczego mimo niewątpliwej poprawy warunków ekonomicznych Polacy wciąż narzekają? A bo urodzili się w M-3, gdzie kuchnia była ślepa, a małe okienka plus mały balkonik wychodziły  na przykład na północną stronę. Znajomy Hiszpan dziwił się kiedyś, że niemal każdy napotkany Polak jest mistrzem czarnego humoru i sporo czasu musiało upłynąć zanim on i jego koledzy ze szkoły językowej nauczyli się śmiać z tak ponurych skojarzeń. Ano, niechcący dowcip nam się wyostrzył w mroczną stronę.  okno5_kaligrafaChętnie wytupalibyśmy ogniste flamenco, gdyby i nasze okna (jak to po lewej) raczyły wychodzić na piękne andaluzyjskie patio z fontannami i bujnym ogrodem.

Najsilniejsze światło płynie z góry. Gdybym była obrzydliwie bogata z pewnością zadbałabym o widok na niebo. Przeszklona ulica w Galerii Wiktora Emanuela II w Mediolanie (1865) nie była pierwszym na świecie „oknem” na niebo, ale do dziś należy do najbardziej eleganckich za sprawą ażurowej konstrukcji ze szkła i stali. okno4_kaligrafa(Przepraszam, musicie przekręcić głowę bo mi się źle zapisała fotka).

Kiedyś ludziom chciało się wznosić koronkowe konstrukcje, budować skomplikowane wzory bo gapienie się w olbrzymi świetlik w katedrze zastępowało wieczór poezji, seans metafizyczny, wizytę w teatrze cieni i homilię o tym, że „Bóg jest światłością”. Światło sączące się przez kopułę do wnętrza ciemnego kościoła i kierujące uwagę zebranych na ołtarz, było reflektorem wskazującym na to, co w sakralnym wnętrzu najcenniejsze. Piękna architektura była niewerbalnym opisem dobra, a brzydka materialnym obrazkiem zła.

okno11_kaligrafa

Swego czasu męczyły mnie nasze sufity i małe okna, więc postanowiłam, przynajmniej w pokoju syna, przebić się w kierunku nieba. Nawet jeśli miało to być niebo fałszywe, malowane moją niewprawną ręką wprost na suficie. Tak powstało malowidło ścienne, które miało sprawiać wrażenie, że pokój jest miłym lochem, do którego od góry dostępu pilnuje duet Galów: Asterix i Obelix. Bałam się, że przy sprzedaży mieszkania nabywcy zażądają retuszu ścian, a tymczasem różni potencjalni klienci (z gatunku prorodzinnych) odsłaniali zęby z zadowolenia. Kawałek nieba więcej, choćby pochodził spod pędzla, ma jednak swoją wartość w oczach nabywców. Gdy przyjdzie nam sprzedawać obecne mieszkanie muszę zdążyć odmalować w salonie niebo nad… Dubajem? A tak naprawdę najcieplejsze skojarzenie budzi we mnie

IMG_3601

małe, fikuśne okno w samolocie. Ponieważ zawsze latam tylko tam, gdzie bardzo chcę lub tęsknię, właśnie takie okno przypomina mi, że można czasem okno21_kaligrafaoderwać się od ziemi i poszybować w wymarzonym kierunku (tylko za co? jak wszystko już wyleciało z kieszeni, kont i skarbonki?) Koleżanka stewardessa opowiadała, że piloci na łatwych, europejskich trasach przy sprzyjających warunkach pogodowych, przełączają się na auto-pilota i nie robią nic (oczywiście relaksują się, gadają, dłubią w nosie, patrzą przez okna).  Ilu Ikarów musiało z hukiem spaść na ziemię, żeby człowiek mógł się wreszcie odprężyć patrząc przez okno w kadłubie samolotu?

Ciekawe czy mają fototapety z podobnym zdjęciem? To może ja sobie w kuchni przy garach rozlepię i będę za jednym zamachem odprężać się i obierać kartofle.

  1. Okna przysłonięte falistą blachą i te zakratowane (wszelkie) byłyby dla mnie upiorne. Nie lubię żaluzji, nie mam nawet firanek, tylko zasłony, które nigdy nie są zasłaniane ale dają pewną przytulność. Może nie wiem jak to jest gdy słońce świeci w okna mocno i długo, bo z jednej strony mieszkania północ a z drugiej drzewa, które utrudniają promieniom dostanie się do wnętrza. Najchętniej miałabym okna z jednej tafli, bez żadnych drewnianych, nie wiem jak to nazwać, listewek dzielących szklaną taflę na mniejsze lub większe powierzchnie. Tak nie jest ale jestem zadowolona z tych, które mam, szczególnie po wymianie. Moje wnuczki ubolewały nad tą wymianą, bo stare okna były z 1926 roku, miały swój czar, który znikał przy myciu. Otwierały się z trudem, były podwójne i wewnętrzne otwierały się do wewnątrz a zewnętrzne skrzydła na zewnątrz. Dopóki myłam je sama, odczuwałam duży dyskomfort stojąc na parapecie i wychylając się z drugiego piętra. Nowe zostały zrobione na wzór starych, są drewniane w kolorze mahoniowym. Od kilku lat, nawet te pokojowe są bez firanek, bo szkoda światła i widoku za oknem. Dziękuję za obydwie części o oknach, są naprawdę ciekawe. Cieszę się, że przerwa była krótka, i że wróciłam. Naprawdę. Maria

    • Małgorzata Wołczyk says:

      Dziękuję i ja. Życzę jak najlepszych widoków. Nie tylko przez okna. Pozdrawiam serdecznie.