subskrypcja: Wpisy | Komentarze

Księgarnia jak z Harry Pottera

2 komentarze

Lello_kaligrafaLello. Z zewnątrz to cudeńko nie prezentuje się jakoś zjawiskowo. Ot, kamieniczka wciśnięta między inne, jakich mnóstwo w Porto. Nie trzeba się nawet starać, żeby ją przeoczyć. Ale już w okolicy progu tłum gęstnieje, napiera, dźwięczy w uszach poirytowany głos sprzedawców: „No photos!, no photos! please !!” i już wiadomo, że wchodzimy w podwoje jednej z najpiękniejszych księgarń na świecie.

Przewodnik Lonely Planet i angielski The Guardian dały jej solidną trzecią  lokatę i dzięki temu odbywa się tu masowa sprzedaż książek, żarłoczne  czytelnictwo, gorączkowe wręcz zainteresowanie nowościami i w ogóle wibruje w powietrzu miłość do literatury zwłaszcza tej portugalskiej, bo takiej tu przecież najwięcej. Księgarnia wyglądała prawdę mówiąc tak jak w istocie powinien wyglądać dom dla książek: miała coś ze świątyni, skarbca, pałacu i sali krzywych luster. Architektura olśniewa od pierwszego spojrzenia więc już przy pierwszym kroku machinalnie sięgnęłam po aparat. A jednak zbyt posłuszna ze mnie legalistka, żeby robić na złość starszemu sprzedawcy, który powtarzaniem „no photos!” był już zdaje się przywiedziony o rozpacz i początki depresji. Nie sądzę zresztą, aby o drakońskim zakazie fotografowania zdecydować miały względy bezpieczeństwa dla architektury miejsca, czy książek. Chodziło o to, aby zmotywować odwiedzających do zakupu odpowiednio nietaniej pocztówki, plakatu, kopii zdjęcia tak wymyślnego miejsca. Oczywiście nie dało się wyjść bez jakiegoś nabytku, bo pamięć lubi się wspomagać pamiątkami i pracuje jakby lepiej jeśli zapłaci się od tego jakiś haracz.
Zaprojektowana przez Xaviera Estevesa (nie zapamiętacie, ale trzeba oddać honor autorowi) księgarnia Lello jest oszałamiająca. Coś jak sanktuarium książki, gdzie majestatyczne kręte czerwone, schody łączą oba piętra w zadziwijającym uścisku.
Proszę koniecznie zerknąć na panoramiczne zdjęcia podlinkowane o tu, żeby wiedzieć o jak pięknym miejscu próbuję Wam opowiedzieć. I to coś czuję, że bezskutecznie…
Wchodząc do księgarni nikt z nas nie znał jeszcze całej tej otoczki, związanej z obecnością mieszkającej w pobliżu księgarni -autorki Harry’ego Pottera. JK Rowling była żoną portugalskiego dziennikarza i przez dwa lata życia, dokąd nie rozpadło się burzliwe małżeństwo, pomieszkiwała opodal, udzielając korepetycji z języka angielskiego. Ponoć uwielbiała przesiadywać w kawiarence tej księgarni, a słynna z kart jej Potterów biblioteka Hogwardu (?) ma swój pierwowzór w magicznym Lello. Nie wiem,  nie czytałam żadnego Pottera, ale wszystkie przewodniki o tym wspominały więc powtarzam jak ta małpka. Syn też potwierdzał, że na oko wszystko się zgadza.
Księgarnia byłaby dla mnie nie lada objawieniem, gdyby nie natłok klientów. Trudno docenić urodę miejsca jeśli jest ono kameralne, a wszyscy obecni wkładają sobie nawzajem i raczej niechcący łokcie pod żebro. Poza tym, o ironio, wystrój wnętrza jest tak piękny i „uwodliwy”, że oko niechętnie ślizgało się po okładkach i tytułach bo cały czas magnetyczna siła przyciągała je ku stropom, schodom, zdobieniom, rzeźbieniom. Zawrót głowy absolutny.
Szkoda, wielka szkoda że nie da się tam  podejść w czasie niedzielnego spaceru.  Google maps podpowiedział mi, że to raptem 2 973 km  i ledwie 611 godzin marszu. Nie chce mi za to przeliczyć ile by to było rowerem. Ja myślę, że jakieś 4, 5 dnia. O ile goniłyby mnie na zmianę takie czepliwe psy, co gryzą po kostkach i rozszarpują nogawki.
  1. Jeśli to jest kamieniczka jakich mnóstwo, to znaczy, że całe Porto musi być jak miasto z bajki. Szkoda tylko, że nie pozwalają fotografować wnętrza, ale dzięki temu Pani tekst bardzo działa na wyobraźnię.

    • Małgorzata Wołczyk says:

      Bezczelnym udaje się cyknąć fotę, ale mnie taka pamiątka uwierałaby w albumie. Porto jest przepięknym miastem choć przyznam, że nie widziałam okrytej sławą Lizbony i trudno mi porównać. Kiedyś się o nim jeszcze rozpiszę bo mam wrażenie, że jest niedocenionym pod każdym względem zaskakującym miastem.
      Dziękuję bardzo za miłe głosy. Dobrze mieć świadomość, że nie piszę „sobie a Muzom”.