subskrypcja: Wpisy | Komentarze

Kaligrafia

2 komentarze

Galeria01

Nawet słowo brzmi z lekka archaicznie, a co dopiero skojarzenia…

Aby więc dobrze nastroić Was do tematu odręcznego pisania, proponuję udać się w ciemny kąt własnego domu, wyszperać pudełko ze starymi listami i pocztówkami. Nie macie? Niemożliwe, przecież już nie trzeba oddawać makulatury, żeby dostać rolkę papieru. Macie, macie, tylko Wam się nie chce teraz gmerać w szafach. Biorąc w rękę te starocie uważajcie, aby nie chwyciła Was za gardło melancholia. Może się okazać, że osoba, która tkała te równe, okrągłe litery, już nie żyje…

Nie żyje w Polsce, tylko w Irlandii. Niby treść banalna, jakieś tam „słoneczne pozdrowienia z Sopotu”, a przy okazji wyniknie, że za literami skryło się solidne wspomnienie paru szczęśliwych lat spędzonych razem w szkolnej ławie, w pracy czy gdziekolwiek indziej. Nagle okaże się, że litery pisane badziewnym długopisem typu „zenit” wyrażają więcej niż nadawca mógł przypuszczać. Przywołują wspomnienie jego twarzy, oczu, śmiechu, bo są tak niepowtarzalne, jak inna i niepowtarzalna była osoba, którą znaliście. Za sprawą odręcznego pisma odczujecie, że każda litera znaczy więcej niż znaczy, bo ciągnie za sobą bagaż wspomnień. Tylko tamta osoba potrafiła pisać tak wybrakowane „i”, tłumacząc się, że niestawianie kropek to chwalebna ekonomia czasu i wysiłku. Tylko on pisał tak niedomknięte „o” (jak „u”), że trudno było nawet od niego ściągać, bo wiązało się to z rozpracowywaniem szyfru itd.

Wyobraźcie sobie teraz, że zamiast skrzętnie ukrytych w domu pierwszych odręcznie pisanych listów miłosnych, starych kartek pocztowych, wyciągacie pudełko pełne czarno-białych wydruków zapisanych czcionką typu Ariel lub Times New Roman… Mówiąc krótko i dobitnie: „o fuuuuj!”. Czcionka jest bezduszna, wszędobylska, pospolita jak łupież, drażniąco monotonna, choć przecież doskonała i czytelna. Czcionka nuży, bo jest „przezroczysta”, ma tylko przenieść komunikat od piszącego do czytającego i nic poza tym. Cóż z tego, że bywają czcionki bardziej ozdobne? Nuda. Wszystko to nuda spod sztancy lub z taśmy produkcyjnej różnych modeli drukarek. Nawet, gdy dostaję zaproszenie, w którym czcionka odbiega od powszechnie znanych fontów i ktoś zadał sobie trud wyszukania czegoś bardziej wyrafinowanego, ale nie zmęczył się podpisem, ręcznym wpisaniem mojego imienia i nazwiska – mina rzednie mi teatralnie. Uwielbiam wręcz zaproszenia, w których doskonały druk kontrastuje z niekoniecznie doskonałym wpisem odręcznym. Dzięki temu mam co poczytać . Czyjeś „B” może być ciężarnie przegięte, czyjeś „Y” tak oryginalne, że niespotykane w przyrodzie. Ogonki przy „ę” i „ą” proste jak ogon u bull teriera. Pochylenie liter tak niezdecydowane i zmienne jak kursy walut. W świecie zadrukowanym ulotkami, reklamami, banerami móc wreszcie napotkać wzrokiem czyjeś pismo odręczne to prawdziwy rarytas. Wiem coś na ten temat, bo ilekroć ktoś obcy dowiaduje się jakiej to aktywności poświęcam się zawodowo, mimowolnie przyjmuje tak zdziwiony wyraz twarzy, jakby zobaczył dinozaura z epoki mezozoiku.

Odręczne pisanie powoli staje się reliktem minionych epok. I to jest skandal, o którym szerzej w następnym wpisie.

  1. Piękny ten obrazek, w galerii też zachwycające. Dużo trzeba się uczyć, by coś takiego napisać?

    • Małgorzata Wołczyk says:

      Witaj Phi-Lozofie.
      Trudno powiedzieć… Wydaje mi się, że zdolni nauczą się tego w 3 dni, a mniej zdolni w 4 dni. Co do mnie, uważam, że o wiele trudniej jest zrobić obiad, który zadowoliłby wszystkich domowników.
      Pozdrawiam