subskrypcja: Wpisy | Komentarze

Metro a dusza polska

10 komentarze

Dzis_kaligrafA dziś poobgadujemy  rodaków. Demokracja na tym polega, że każdy może się wygadać. Nawet kaligraf.

Warszawskie metro działa na mnie inspirująco w dni parzyste i dołująco w dni nieparzyste (lubię katalogować, więc uznajmy, że mówię prawdę). Strach pomyśleć co będzie jak otworzą drugą linię, bo wtedy wszystko się we mnie spotęguje. Siedzenie naprzeciwko innych i udawanie, że się ich nie widzi, oraz  że się na nich nie patrzy -potrafi jednak zmęczyć. Wagony w wielu innych miastach europejskich są pod tym względem bardziej komfortowe, bo nie sadzają sobie ludzi tak nachalnie na wprost. Najmilej jednak wspominam metro w Lyonie, gdzie już 10 lat temu (nie wiem jak jest teraz) jeździło się bez maszynisty więc można było zasiąść tuż za przednią szybą i poudawać, że się steruje superszybką maszyną, która wdziera się w czarny kosmos z prędkością światła.

Metro jest chyba świetnym laboratorium dla psychologów. Wystarczy przejechać parę stacji i już nawet domorosły psycholog-amator potrafi wskazać  kilka typów osobowości wśród pasażerów.

Kategoria pierwsza czyli  „Stać czy siedzieć?- oto jest pytanie”

  • Typ pierwszy: czyli  „Po trupach do siedziska”

Przepraszam, nie uda mi się ustrzec od słów bardzo wyrazistych, ale jak widzę wskakujących do wagonu ludzi z rozbieganym wzrokiem i zakleszczoną szczęką to zdaje mi się, że unosi się nad nimi komiksowy dymek z napisem: ” Miejsce kurwa dla mnie i to kurwa szybko !!”.

  • Typ drugi: „Niby mu nie zależy”.

Osobnik spokojny, powściągliwy, któremu niby nie zależy, ale jak kątem oka dojrzy wolne miejsce to od razu w te pędy-siup! na kanapę. (tu prawdę mówiąc i ja się zaliczam)

  • Typ trzeci: „Lansiarze”.

Muszą stać, żeby ich było widać. Nie po to wydali tyle na ciuchy, fryzjera i dodatki, żeby ginąć w tłumie. Muszą stać i roztaczać wdzięki. Jak się nie udaje lansować na salonach to przynajmniej w metrze warszawskim. Od czegoś trzeba zacząć.

  • Typ czwarty: „Dżentelmen ?”

Nie siada bo albo jest altruistą, albo jeździ na tyle często, że już wie, że nawet nie warto  startować do krzesełka. I tak za chwilę wysadzi go z miejsca: posapująca staruszka, kobitka w ciąży, kobitka z dziećmi, kobitka w ciąży i z dziećmi na rękach, starszy pan o kulach. Poza tym często ma ładny płaszczyk, ładną teczuszkę, ebooka w ręku lub mądrą książkę i niczego tak nie pragnie, jak świętego spokoju.

  • Typ czwarty: „Mnie się należy!”

Osobnik, który jeszcze się dobrze nie rozejrzy czy są wolne miejsca a już się ładuje na czyjeś kolana z rozkazem, żeby natychmiast mu ustąpić bo on musi, bo  jemu się należy, bo „co za ludzie” i w ogóle- świat jest podły bo nie zrobił mu miejsca już wcześniej.

  • Typ piąty: „Debiutant”

To bardzo wzruszający typ, troszkę zagubiony. Można mu w czymś pomóc, doinformować, wskazać drogę. Posiedziałby ale woli postać i dopilnować czy dobrze jedzie. Nie zapomnę jak kiedyś starsze małżeństwo odpowiednio wcześniej wstało z miejsc, żeby przygotować się do wyjścia. Tak bardzo czekali kiedy wreszcie drzwi się rozsuną, że nie przyszło im do głowy, że akurat na stacji centrum wychodzi się po przeciwnej stronie. Naród się wysypywał z wagonu za ich plecami a oni twardo z nosem przy szybie stali i czekali, aż otworzą  się drzwi (na torowisko). Za to jak ich trąciłam, to tak się śmieli ze swojego zagapienia, że aż się niosło po całym peronie.

  • Typ szósty: „Normalsi”

Czyli prawie my wszyscy (ja też czasami przewijam się w tej kategorii): bardzo kulturalni, ułożeni, reagujący właściwie, nieprzesadnie troszczący się o własne 4 litery.

  • Typ siódmy: najbardziej nieokiełznany – Dziecko

Samo nie wie czy chce siedzieć czy jednak stać, a może jednak położyć się. Ewentualnie klęknąć i patrzeć przez szybę, lub też kręcić się posyłając co i raz przypadkowego kopa z buta w stronę współpasażera. Jak już swoje wyjeździ to wyrasta na któregoś z powyższych typów (patrz wyżej)

Kategoria: Temperament pasażera

  • Typ pierwszy: „Skromniś”

Siedzi cichaczem i zmierza do celu.

  • Typ drugi: ” One man show”

Zrobi wszystko, żeby inni go zauważyli, czyli lansiarz. Jak gada, to na cały głos, jak się śmieje to jeszcze głośniej, jeśli rozmawia przez telefon to tak, żeby i inni usłyszeli jaki jest fajny, elokwentny i jakie ma zajefajne życie. Jest ładny/ładna, modny/modna, ale zapomniał stanąć w kolejce po rozum, bo nigdy nie przyjdzie mu do głowy, że jego obecność może być czasem męcząca dla świata.

  • Typ trzeci „śpioch”

Kima, drzemie, chrapie i tylko czasem kontrolnie otwiera jedno oko, żeby sprawdzić czy ma się dobudzić już całościowo i opuścić wagon.

  • Typ czwarty: „Czytelnik”

a) Czyta bo lubi.

b) Czyta żeby zabić czas.

c) Czyta, żeby nie widzieć staruszek i ciężarnych a także móc się zasłonić przed wzrokiem innych.

  • Typ piąty „Uciemiężony”

Człek o gburowatym wyglądzie, wracający z nielekkiej pracy, zasępiony, podenerwowany, częstokroć rozeźlony i reagujący nieprzychylnie na wszystkich („Pani zabierze ten półdupek z mojej kurtki”!) Oczywiście kobieta też „człek” więc piszę zawsze o obu płciach.

  • Typ szósty „Młodzież przyszłością narodu”

Średnia wieku 13-17 lat a ponieważ przechodzi szturm hormonów – gada od rzeczy w dodatku  bardzo głośno i niewyraźnie. Miewa podzielną uwagę: bez przerwy gra na telefonie, jednocześnie gada, słucha muzyki na słuchawkach  i wciąga gluty nosem.

  • Typ siódmy: „Się zakochałam i musicie się ku.wa o tym dowiedzieć! „

Typ uciążliwy bo siedzi na kolanach u partnera i całą energię pożytkuje na manifestacyjne okazywanie uczuć. Całują się widowiskowo, mlaszczą, chrumkają, obmacują, wiją, miziają i wypatrują kątem oka czy kogoś to peszy. Jak ktoś im wreszcie zwróci uwagę to rzucają przez zęby romantyczne: „pierdol się! ” ( czy coś w tym zakochanym stylu)…

  • Typ ósmy: Matka z dzieckiem

a) statystyczna fajna matka z jeszcze fajniejszym  dzieckiem

b) rozeźlona matka z rozeźlonym dzieckiem

c) bardzo młoda matka (z której nie wiadomo jeszcze czy wyrośnie mama typu „a” czy „b”) – bez przerwy poprawia kołderkę, naciąga kocyk, wkłada smoczek, wyjmuje smoczek, odchyla kołderką i tak w kółko, dokąd nie wysiądą.

Na pewno o kimś zapomniałam więc czekam na podpowiedzi. A jutro przejadę się z premedytacją, żeby sprawdzić kto umknął mojej uwadze…

  1. Podziwiam pani spostrzegawczość i poczucie humoru. Uchichrałam się jak norka: „Pani zabierze ten półdupek z mojej kurtki!” Cudne! I jaka precyzja! Ale najbardziej podoba mi się „podzielna uwaga, pozwalająca równocześnie grać na telefonie, gadać, słuchać muzyki i wciągać gluty nosem”, oraz „mlaskanie, chrumkanie, obmacywanie, wicie i mizianie, oraz wypatrywanie kątem oka.” Przyznam, że należę do kategorii czytelników, więc raczej nie obserwuję współpasażerów. A siadam tylko wtedy, kiedy wagon jest prawie pusty.

    Pozdrawiam serdecznie i gratuluję weny :)

    • Małgorzata Wołczyk says:

      Dziękuję bardzo! Bałam się, że podpadnę wielu tu wymienionym „typom”. Wpis wymyślał mi się w długaśnej kolejce w urzędzie miasta, więc może okazać się niestety, że to okropne miejsce wpływa na mnie użyźniająco.Pozdrawiam wiosennie.

  2. Dobry wieczór!
    Przepraszam, ale nie wytrzymałem i musiałem (chciałem). Moja refleksja, jeśli można, bo Pani obserwacje ciekawe:
    1. Jeśli pracuję ciężko u krwiożerczego kapitalisty 8 godzin, przy stojąco siedzącej pracy i w dodatku uczciwie kupuję miesięczny bilet, to moje prawo do zajęcia miejsca siedzącego jest większe, nawet od prawa starszej Pani, co to i tak pewnie cały dzień się wysiedziała (lub wysiedzi) na poczekalni w kolejce u lekarza, oraz od prawa bezdomnego, który jeździ sobie tylko po to, by się ogrzać. Starsza Pani ma najprawdopodobniej ulgę, bezdomny najprawdopodobniej jeździ na gapę. Zarówno starsza Pani jak i bezdomny muszą to zrozumieć.
    2. Czy myśli Pani, że sytuację warszawskiego metra można też przełożyć do autobusów i tramwajów.
    3. I jeszcze jedno. Czy Pani analogię duszy polskiej da się tak łatwo przełożyć. Warszawskim metrem w zasadzie jeżdzą warszawiacy,goście i słoiki (mniej lub bardziej szczelnie zawekowani). Ale od razu dusza polska? Wszak zdecydowana większość polaków tym metrem w życiu nie pojedzie. A to istotny składnik narodowej duszy. Przyzna Pani.

    • Małgorzata Wołczyk says:

      No to zacznę od końca:
      ad 3)To nie jest blog, który pretenduje do intelektualnych wyżyn. Czasem piszę w tonacji serio a czasem buffo.Proszę więc nie przywiązywać zbyt dużej wagi, do tego co tu bywa czasem napisane. Taki mi się dziwaczny tytuł wczoraj o północy narodził i choć bardzo byłam z niego niezadowolona, to chciałam wreszcie kliknąć i pójść spać. Tak więc jeśli to Pana pocieszy, to przyznaję, że tytuł jest felerny.
      ad 2) I tak i nie. Brakuje mi doświadczenia bo albo jeżdżę samochodem, albo metrem, albo wcale. Mam wybitną awersję do tramwajów, więc nie wiem, co tam ludzie porabiają.Sprawdzę i napiszę.
      ad 1) No to pięknie. To mi Pan już podpadł na całego. Tym bardziej, że ja właśnie zamknęłam w DF mądry wywiad z Danutą Rossmanową (łączniczką „Zośki”), która chwali przedwojenne (szarmanckie) wychowanie chłopców. Dlaczego Pan w ogóle te sytuacje przelicza na pieniądze wydane na bilety? To jakiś absurd. Albo znosi Pan po męsku trudy pracy i życia, albo szuka Pan usprawiedliwienia (jak wyżej) dla własnej wygody. A jeśli ta staruszka była położną, która pomogła Panu przyjść na świat ? Albo autorką ulubionej w dzieciństwie książki? A nawet jeśli nigdy nie przewinęła się w Pana czy w moim/Państwa życiu to zasługuje na kredyt ogromnego szacunku. Naród, który nie szanuje swoich starców to granda i tyle.Poza tym, jak ma się te 70 lat i więcej to nie ma mowy o kondycji i sile do przetrzymania trudów jazdy. Dla nas to nie są jeszcze „trudy”, ale dla kogoś kto ledwie łazi o lasce, balans ciałem przy ruszaniu czy hamowaniu metra jest wyzwaniem ponad siły. I nie ma się co oszukiwać, że w tym wieku nic nie boli. Zawsze coś boli. Warto się wczuć Panie Piotrze w ich położenie, bo za 30 lat ktoś Panu powie, że nie zasługuje Pan na miejsce siedzące, a może nawet na powietrze.

  3. Dlatego siadam tylko w naprawdę pustych środkach komunikacji. W tych, gdzie miejsc jest więcej niż chętnych zawsze stoję. Ze względu właśnie na to co Pani napisała. Kiedyś wmówiłem sobie, że to stojący w autobusie są ważniejsi. Tego się trzymam W dodatku coraz bardziej zbliżam się do sytuacji, kiedy to mi będą ustępować. To przeraża. I naprawdę nie stoję, by poszpanować płaszczem Burberry. Chociaż, gdy taki będę miał, chętnie to uczynię. Ukłony

  4. Jeszcze raz jeśli, można. Zajrzałem tu na chwilę. Moja obserwacja podczas ostatniego pobytu w stolicy i przejażdżki metrem. Typy podróżnych.
    1. Młody, wykształcony z wielkiego ośrodka. Rodowity warszawianin, ale do Radzynia nigdy nie wróci. Korporacja, młody biznesman, nie wiem jak klasyfikować. Nieźle ubrany dobre buty, niezły telefon. I mówi, mówi ciagle do niego mówi. Na 4, 5 których widziałem każdy w rozmowie używa słowa „projekt”.
    2. Cyklista. Wchodzi do wagonu z rowerem. Moim zdaniem im lepszy rower, tym większe prawdopodobieństwo, że nim szpanuje. Po co jechać, skoro można poszpanować. I większa uzurpacja przestrzeni dla swojego cudeńka. A najlepiej cały wagonik tylko dla mnie i roweru.
    3. Złomiarz. Wchodzi do metra z lodówką na dziecinnym wózku. A jeśli nie z lodówką, to z pięcioma, albo siedmioma tonami złomu. I jak on to robi, że mu się to nie rozsypie. W mojej ocenie gapowicz.
    4. Branża budowlana. Z oddechu można wyczuć mieszankę alkoholi lekkich i ciężkich i papierosów. Często braki uzębieniu z przodu, albo wystający z tylnej kieszeni spodni grzebień. Im bardziej nietrzeźwy, tym bardziej inteligentny i mający więcej do powiedzenia. Szczególnie młodym kobietom.
    5. Miejsce pierwsze tej listy przebojów. Romski akordeonista. Wierny ewangelicznej zasadzie (kraść nie umiem, żebrać się wstydzę) To gram. Ale żeby wciąż na tę samą nutę. W mojej ocenie też gapowicz, chociaż może ma umowę z ZTM albo wygrał przetarg na usługi rozrywkowe Nie mam nic do akordeonistów. Jako muzyk amator cieplej robi się człowiekowi, gdy słyszy muzykę na żywo.
    Słowem: wesoło macie warszawiacy od Kabat do Młocin i z powrotem.

    To w zasadzie tyle. Jeszcze jedno. „Wciaganie glutów nosem”. Trawestując fragment z książki Romana Jaworskiego „Wesele hrabiego Orgaza”: Nie wiem o co chodzi, ale biję brawo.
    Serdeczności, miłej niedzieli.

    • Małgorzata Wołczyk says:

      Panie Piotrze
      OK, fajnie, śmiesznie ale jak kategoria „młody wykształcony” ma się do zachowań w metrze? Co prawda żyję przy stacji metra od 14 lat ale jakoś nie miałam szczęścia oglądać złomiarza (?!) więc podejrzewam, że tu jednak u Pana fantazja literacka zadziałała.Cyklistów też bym się nie czepiała, bo zwykle w pierwszym lub ostatnim wagonie stoją pokornie pod ścianą. Romskiego akordeonisty też nie widziałam ale widocznie nie do tego wagonu wsiadam. Wzajemnie -miłej niedzieli.

  5. Przypomniały mi się jeszcze 2 typy o których warto, myślę, przypomnieć:
    Zatem jeśłi można:
    1. Nazwałbym takiego pasażera „Robienie dymu” Albo „Przerost formy nad treścią”. Osoba członek kilkuosobowej grupy, najczęściej młodych ludzi, ze 2, 3 lata starszy, udaje mądralę, dużo gada, aby wszyscy go słyszeli, cała reszta grupy ulega zdziwieniu albo śmieje się na jego batutę. Najprawdopodobniej w tej grupie jest bezpieczny. Sam jest bebzbronny jak niemowlę.
    2. Ten typ może nawet zasługuje na miejsce na pudle. Ten typ nazwałbym posiłkując się tytułem filmu. „Duże zwierzę”. Generalnie człowiek z wielkim psem. Pies waży z 300 kg, w dodatku jest bez kagańca, bo przecież Misio nikogo nie ugryzie, to po co kaganiec. Ponieważ Misio jest słusznych rozmiarów zajmuje pół wagonu. A tylko spróbuj się człowiecze odezwać, że coś Ci nie pasuje. Zawsze Misiowi może zmienić się humor.
    Pewnie więcej by coś znalazł. Zdecydowaną wiekszosć Pani już wskazała. Nic dodać nic ująć.
    Jak Pani widzi wszyscy czymś terroryzują innych. Albo nieświeżym oddechem albo tym, co mają pod ręką. Co robić. Uciekać na koniec wagonu? Uciekajmy zatem.
    Jeszcze raz dobrego dnia

    • Małgorzata Wołczyk says:

      I tu kolejna z różnic między nami, bo ja uwielbiam psiaki małe i duże a z rozpędu też -ich właścicieli. Jak wchodzą do wagonu, to od razu odkładam gazetę bo lubię sobie w psie oczy spojrzeć i powspominać futrzaki z dzieciństwa i młodości (większość psów ma podobne wierne i mądre spojrzenie, w przeciwieństwie do co niektórych ludzi). Poza tym mocno Pan ubarwił bo nie ma psów tak ciężkich, nawet zwalisty nowofunlandczyk waży coś około 65 kilosów. I NIE GRYZĄ (jak nie są do tego zmuszone). Prawie wszystkie czują się w metrze lekko zaniepokojone więc tylko dyszą nerwowo i potulnie wtulają się we właścicieli chroniąc zadek między jego butami.Więc proszę się nie obawiać, a tym bardziej nie czepiać się ich właścicieli (bo przyjdą nocą i zarobią Panu trawnik).

  6. Oczywiście to ironia.
    Żaden pies tyle nie waży. Tak samo jak nie da sie zmieścić na dziecinnym wózku 5 ton złomu. Też dostrzegam raczej skołowacenie zwierzęcia w środku lokomocji, ale widze po ludziach, że raczej czują się sterroryzowani obecnością zwierza w pobliżu. Takie moje obserwacje warszawskiego metra od Centrum do metra Marymont. Do do zwierząt to ja jestem zdecydowanie kociarz. I uwielbiam duże. Przy Maine-Coonach i Norweskich Leśnych wymiękam. Tłumacząc na polski tytuł piosenki Allison Moyet: Słabnę w obliczu piękna.
    A co do zarobienia trawnika. Kilku z nich już to zrobiło :-)
    Serdeczności